Zabierałem się do napisania kolejnego posta z dnia na dzień i z dnia na dzień odkładałem na jutro (Morgen, Morgen nur nicht Heute, sagen alle faule Leute - jak mawiają Niemcy), tymczasem przyszły i minęły święta i nastała wiosna. Święta, dzięki Bogu minęły a ja je minąłem szerokim łukiem. Naraziłem się wszystkim, swojej rodzinie, rodzinie żony i jej samej, bo Wielkanoc spędziłem sam. Na dobrowolnym uchodźctwie. Na działce, gdzie dojrzewa mój projekt "przystanek na drodze do Walden". I to miało sens.
Przynajmniej więcej sensu niż przeżywanie tego co przy okazji ostatnich Świąt Bożego Narodzenia doświadczył mój dobry znajomy.
Facet został zaproszony do teściowej. Jak co roku. Nie miał najmniejszej ochoty tam iść, zwłaszcza, że poprzednio już kilkukrotnie musiał jak głupi robić dobrą minę siedząc za jednym stołem z pierwszym mężem swojej żony. Rodzinne święta powinny, podobno być czasem pojednania i radości, więc pomimo drażniącej obecności eksa- starego pijaka i bolszewika mój dobry znajomy zawsze jakoś starał się trzymać fason. Tym razem były nie został zaproszony, znajomy wlał w siebie dwa piwa aby wprawić się w radosny nastrój i zagłuszyć nieprzyjemne przeczucia i poszedł. I co? I były został na imprezę dostarczony jak zwykle.
Jakaś żyłka trzymająca ostatki dobrej woli mego dobrego znajomego pękła. Życzył wszystkim wesołych świąt, wyszedł, wsiadł w samochód i po przejechaniu czterdziestu kilometrów zapukał do drzwi domu swoich rodziców. Po drodze wspomniane wyżej dwa piwa wywietrzały mu z głowy ale podły nastrój nie. Obiecał sobie, że nigdy więcej tego nie zrobi. Nie pójdzie na jakiekolwiek zgromadzenie rodzinne krewnych swojej żony. Kropka. Tego dnia dobry znajomy zyskał w moich oczach odrobinę więcej szacunku.
Nawiasem mówiąc, dziś szorując gar w pracy nagle zdałem sobie sprawę, że ja również, znalazłem się o krok od kolejnej granicy. Jakaś tama we mnie zatrzeszczała i nie wiem czy kiedy pęknie odczuję ulgę czy wręcz przeciwnie. Coś jest bardzo blisko i nie wiem co przyniesie?
Od A do De!
środa, 13 kwietnia 2016
czwartek, 25 lutego 2016
Język niemiecki od kuchni
Wspominałem, że pracuję w kuchni? Owszem, przed chwilą, w poprzednim zdaniu.
Od razu zaznaczam, że to co mówią o kucharzach (praca czysta, głodny nie chodzi) w moim przypadku nie zgadza się w najmniejszym stopniu. Nie przytyłem a czyste ubrania robocze mam przez jakieś pół godziny pracy, potem pojawiają się plamki, plamy i zacieki. Sadza, sok z owoców i warzyw, inne substancje pochodzenia gastronomicznego czepiają się mnie nadzwyczaj chętnie. Nie przytyłem od dobrych dwóch lat też ani grama i nie wynoszę do domu zup wiadrami (może dlatego bilans wagi się nie zmienia? Muszę to rozważyć w wolnej chwili...). Ale nie o tym.
Kuchnia w zakładzie o charakterze zamkniętym, konkretnie przedszkole. Jesteśmy jednak otwarci na niedużą grupę klientów zewnętrznych, przeważnie emerytów. Niektórzy klienci zadowoleni z obsługi (a może powodowani powszechnym obyczajem?) raz na jakiś czas pozostawiają drobne dowody wdzięczności. Kawa, słodycze, piwo. Banalne ale miłe i niezbędne do życia gesty sympatii. Pewna nowa klientka przebiła jednak wszystkich innych. Dzieli się wiedzą. Jest nauczycielką języka niemieckiego a każda jej wizyta w kuchni owocuje kolejną, krótką lekcją. Słówka, zwroty, powiedzonka... Wygląda na to, że mam szansę, zupełnie niechcący nauczyć się języka, którego dotychczas unikałem jak ognia. Kto wie czy w bliżej nieokreślonej przyszłości umiejętność porozumienia się z uchodźcami znad Łaby i Renu nie okaże się przydatna?
Dają to bierz, to jest dobra maksyma a okazja czyni uczniem
Auf Wiedersehen und bis Montag!
Od razu zaznaczam, że to co mówią o kucharzach (praca czysta, głodny nie chodzi) w moim przypadku nie zgadza się w najmniejszym stopniu. Nie przytyłem a czyste ubrania robocze mam przez jakieś pół godziny pracy, potem pojawiają się plamki, plamy i zacieki. Sadza, sok z owoców i warzyw, inne substancje pochodzenia gastronomicznego czepiają się mnie nadzwyczaj chętnie. Nie przytyłem od dobrych dwóch lat też ani grama i nie wynoszę do domu zup wiadrami (może dlatego bilans wagi się nie zmienia? Muszę to rozważyć w wolnej chwili...). Ale nie o tym.
Kuchnia w zakładzie o charakterze zamkniętym, konkretnie przedszkole. Jesteśmy jednak otwarci na niedużą grupę klientów zewnętrznych, przeważnie emerytów. Niektórzy klienci zadowoleni z obsługi (a może powodowani powszechnym obyczajem?) raz na jakiś czas pozostawiają drobne dowody wdzięczności. Kawa, słodycze, piwo. Banalne ale miłe i niezbędne do życia gesty sympatii. Pewna nowa klientka przebiła jednak wszystkich innych. Dzieli się wiedzą. Jest nauczycielką języka niemieckiego a każda jej wizyta w kuchni owocuje kolejną, krótką lekcją. Słówka, zwroty, powiedzonka... Wygląda na to, że mam szansę, zupełnie niechcący nauczyć się języka, którego dotychczas unikałem jak ognia. Kto wie czy w bliżej nieokreślonej przyszłości umiejętność porozumienia się z uchodźcami znad Łaby i Renu nie okaże się przydatna?
Dają to bierz, to jest dobra maksyma a okazja czyni uczniem
Auf Wiedersehen und bis Montag!
wtorek, 23 lutego 2016
Urodziny
Przypadkiem dowiedziałem się, że koleżanka z pracy obchodzi dziś urodziny. Przypadkiem, czyli dokładnie w ten sam sposób w jaki dowiaduję się o urodzinach niemal wszystkich osób. Także o swoich. Pamiętam tylko datę urodzin żony, bo zapomnienie jej może grozić różnymi konsekwencjami.
Nie lubię urodzin. Jakoś tak w okolicach matury, raczej po niż przed, wymyśliłem sobie, że dobrze mi z tym wiekiem i zbojkotuję proces starzenia. Ignorowałem nie tylko dzień urodzin ale także kalendarz oraz zegarek. To znaczy nie miałem prywatnych, w pracy siłą rzeczy używałem jednego i drugiego ale nie wpływało to na moją prywatną rachubę czasu. Znielubiłem też Sylwestra i wszelkie święta - one podobnie jak urodziny wywoływały ruch czasu do przodu. Całkiem nieźle mi szło. Zatrzymałem czas będąc w najbardziej produktywnym wieku, przez dobrych kilka lat byłem pełen energii i twórczych pomysłów, kochałem świat i ludzi. Niestety nikt nie żyje w próżni. Ludzie powodowani ogólnie przyjętą konwencją wciąż starali się wciągnąć mnie w główny nurt czasu. Oczywiście najtrudniej było zignorować zabiegi żony (tak, w końcu jako szczęśliwy wciąż nastolatek ożeniłem się). "Zmiana kodu, trójka z przodu" albo: "czy wiesz, że za pięć lat stuknie Ci czterdziestka?" lub:"o! Siwy włos". Są takie osoby, których słowa wywierają szczególnie silny wpływ na świadomość człowieka. Człowiek pod wpływem takich słów i pod wpływem wytykania corocznie TEJ daty zaczyna się częściej oglądać za siebie. Po każdym takim spojrzeniu wstecz czułem się jak koń roboczy, który zerka na furę, do której go zaprzężono i widzi, że za każdym razem ładunek na niej jest większy. Moja motywacja do ciągnięcia tego wozu, co nie powinno dziwić spadała. Malała też wiara w możliwość zahamowania czasu.
Wydaje mi się jednak, że wciąż nie jest za późno aby przywrócić stary porządek. Pomysł polega na tym aby odseparować się od ludzi, najlepiej od cywilizacji w ogóle. Jak wiadomo wpływ współczesnej cywilizacji na przyśpieszenie czasu jest faktem udowodnionym naukowo, (to znaczy wydaje mi się, że czytałem na ten temat lecz nie potrafię podać źródła, to musieli być osławieni "amerykańscy naukowcy") no i jest jeszcze jeden powód dla, którego czuję, że muszę trzymać się od ludzi z dala ale o tym innym razem.
Urodziny mogą cieszyć starca, który z bicia rekordu długowieczności uczynił sens swego życia, każdy jubileusz przybliża go do podium i miejsca w Księdze Guinessa. Czy ta żenująca data ściśle powiązana z szopką świeczek na tortach, toastami i uściskami może mieć sens dla kogoś, kto ma inny cel w życiu? Czy celem życia jest dożycie sędziwego wieku? Odpowiadam: nie! Aczkolwiek, nie wykluczam, że mogę się mylić
Nie lubię urodzin. Jakoś tak w okolicach matury, raczej po niż przed, wymyśliłem sobie, że dobrze mi z tym wiekiem i zbojkotuję proces starzenia. Ignorowałem nie tylko dzień urodzin ale także kalendarz oraz zegarek. To znaczy nie miałem prywatnych, w pracy siłą rzeczy używałem jednego i drugiego ale nie wpływało to na moją prywatną rachubę czasu. Znielubiłem też Sylwestra i wszelkie święta - one podobnie jak urodziny wywoływały ruch czasu do przodu. Całkiem nieźle mi szło. Zatrzymałem czas będąc w najbardziej produktywnym wieku, przez dobrych kilka lat byłem pełen energii i twórczych pomysłów, kochałem świat i ludzi. Niestety nikt nie żyje w próżni. Ludzie powodowani ogólnie przyjętą konwencją wciąż starali się wciągnąć mnie w główny nurt czasu. Oczywiście najtrudniej było zignorować zabiegi żony (tak, w końcu jako szczęśliwy wciąż nastolatek ożeniłem się). "Zmiana kodu, trójka z przodu" albo: "czy wiesz, że za pięć lat stuknie Ci czterdziestka?" lub:"o! Siwy włos". Są takie osoby, których słowa wywierają szczególnie silny wpływ na świadomość człowieka. Człowiek pod wpływem takich słów i pod wpływem wytykania corocznie TEJ daty zaczyna się częściej oglądać za siebie. Po każdym takim spojrzeniu wstecz czułem się jak koń roboczy, który zerka na furę, do której go zaprzężono i widzi, że za każdym razem ładunek na niej jest większy. Moja motywacja do ciągnięcia tego wozu, co nie powinno dziwić spadała. Malała też wiara w możliwość zahamowania czasu.
Wydaje mi się jednak, że wciąż nie jest za późno aby przywrócić stary porządek. Pomysł polega na tym aby odseparować się od ludzi, najlepiej od cywilizacji w ogóle. Jak wiadomo wpływ współczesnej cywilizacji na przyśpieszenie czasu jest faktem udowodnionym naukowo, (to znaczy wydaje mi się, że czytałem na ten temat lecz nie potrafię podać źródła, to musieli być osławieni "amerykańscy naukowcy") no i jest jeszcze jeden powód dla, którego czuję, że muszę trzymać się od ludzi z dala ale o tym innym razem.
Urodziny mogą cieszyć starca, który z bicia rekordu długowieczności uczynił sens swego życia, każdy jubileusz przybliża go do podium i miejsca w Księdze Guinessa. Czy ta żenująca data ściśle powiązana z szopką świeczek na tortach, toastami i uściskami może mieć sens dla kogoś, kto ma inny cel w życiu? Czy celem życia jest dożycie sędziwego wieku? Odpowiadam: nie! Aczkolwiek, nie wykluczam, że mogę się mylić
piątek, 19 lutego 2016
Wprowadzenie do eksperymentu
Minęły dwa lata od zakończenia mej radosnej twórczości na blogu tematycznym. Przez ten czas Rosja PL porósł mchem ale w nieoczekiwany sposób
całkiem niedawno przyniósł dość niespodziewane owoce.
Wciąż używam na YouTube jako swego podpisu adresu bloga, czyli rosjaPL.blogspot.com. Zacząłem go używać w celach marketingowych - adres, który wystarczy skopiować i wkleić do przeglądarki by znaleźć się na TYM blogu, co dawać miało wymierny efekt w postaci odsłon i ewentualnych kliknięć w reklamy. Nie wszystko poszło zgodnie z oczekiwaniami. Właściwie nie sposób określić czy cokolwiek z tego misternego planu dało JAKIEKOLWIEK wymierne korzyści ale nick pozostał i nadal go używam. Jak zwykły śmiertelnik nieświadomy prowokacyjnego charakteru własnego podpisu komentuję filmy, pozwalam sobie na żarciki, czasem dobre (we własnym mniemaniu) rady aż tu nagle!
Prawie jednocześnie zostałem zaatakowany przez dwóch różnych (chyba?) użytkowników YT, pod dwoma różnymi filmikami. Normalna rzecz kiedy zamieszczasz kontrowersyjny komentarz ale w tych dwóch przypadkach komentarze były raczej żartobliwe niż napastliwe. W pierwszych słowach zostałem nazwany lewakiem i rusofilem, czy jakoś podobnie. Pamiętacie? Mam w nicku YouTubowym słówko "rosja" :) Nie wydaje mi się abym swoimi wypowiedziami zasugerował coś podobnego co nie jest trudne, gdyż ani lewakiem ani rusofilem nie jestem, nie muszę ich więc udawać.W obu przypadkach początkowo potraktowałem nadawców obelg podobnie, czyli zamiast tłumaczyć się, że nie jestem wielbłądem a oni w żaden sposób nie odnieśli się do treści mego wpisu tylko stekiem wyzwisk zareagowali na nick, po prostu spróbowałem ich przekonać, że są idiotami. Mniej więcej. Pierwszy przyznał się, po kilkukrotnej wymianie "uprzejmości", że był pijany i nie wiedział co czyni a kiedy wrócił do kwestii, która zapoczątkowała kilkudniową wojnę uznał, że istotnie nie było powodów do niej. Zakończył dyskusję słowem "sory", czyli taką protezą słowa "przepraszam". Idiota, bo idiota ale przyznał, że nie ma racji, temat odfajkowałem jako zamknięty a kopanie leżącego i domaganie się wyrażonej pełnym zdaniem skruchy darowałem sobie. Tymczasem trwa jednak ostra debata z drugim delikwentem. Komentarze pod filmem:
Postanowiłem, tak jak w przypadku pierwszego delikwenta popracować także nad drugim podpisującym się jako chris33661. Trollowanie go i podjudzanie do kolejnych erupcji jadu stało tak nudne i przewidywalne w skutkach, że uznałem za słuszny i interesujący pomysł na przekonanie go, że błądzi. Lub na ostateczne wykazanie jego nędzy intelektualnej - to w ostateczności.
Czekam na jego kolejny wybuch. Wtedy poproszę o to by wrócił do początku naszej rozmowy i wyjaśnił co było powodem ataku z jego strony (tak jak zrobiłem z pierwszym delikwentem). Poproszę aby przemyślał swoje postępowanie i zmienił nieco nastawienie do rodaków. Zabawa się kończy, czas poważnie porozmawiać o wartościach partiotycznych :)
Wciąż używam na YouTube jako swego podpisu adresu bloga, czyli rosjaPL.blogspot.com. Zacząłem go używać w celach marketingowych - adres, który wystarczy skopiować i wkleić do przeglądarki by znaleźć się na TYM blogu, co dawać miało wymierny efekt w postaci odsłon i ewentualnych kliknięć w reklamy. Nie wszystko poszło zgodnie z oczekiwaniami. Właściwie nie sposób określić czy cokolwiek z tego misternego planu dało JAKIEKOLWIEK wymierne korzyści ale nick pozostał i nadal go używam. Jak zwykły śmiertelnik nieświadomy prowokacyjnego charakteru własnego podpisu komentuję filmy, pozwalam sobie na żarciki, czasem dobre (we własnym mniemaniu) rady aż tu nagle!
Prawie jednocześnie zostałem zaatakowany przez dwóch różnych (chyba?) użytkowników YT, pod dwoma różnymi filmikami. Normalna rzecz kiedy zamieszczasz kontrowersyjny komentarz ale w tych dwóch przypadkach komentarze były raczej żartobliwe niż napastliwe. W pierwszych słowach zostałem nazwany lewakiem i rusofilem, czy jakoś podobnie. Pamiętacie? Mam w nicku YouTubowym słówko "rosja" :) Nie wydaje mi się abym swoimi wypowiedziami zasugerował coś podobnego co nie jest trudne, gdyż ani lewakiem ani rusofilem nie jestem, nie muszę ich więc udawać.W obu przypadkach początkowo potraktowałem nadawców obelg podobnie, czyli zamiast tłumaczyć się, że nie jestem wielbłądem a oni w żaden sposób nie odnieśli się do treści mego wpisu tylko stekiem wyzwisk zareagowali na nick, po prostu spróbowałem ich przekonać, że są idiotami. Mniej więcej. Pierwszy przyznał się, po kilkukrotnej wymianie "uprzejmości", że był pijany i nie wiedział co czyni a kiedy wrócił do kwestii, która zapoczątkowała kilkudniową wojnę uznał, że istotnie nie było powodów do niej. Zakończył dyskusję słowem "sory", czyli taką protezą słowa "przepraszam". Idiota, bo idiota ale przyznał, że nie ma racji, temat odfajkowałem jako zamknięty a kopanie leżącego i domaganie się wyrażonej pełnym zdaniem skruchy darowałem sobie. Tymczasem trwa jednak ostra debata z drugim delikwentem. Komentarze pod filmem:
Postanowiłem, tak jak w przypadku pierwszego delikwenta popracować także nad drugim podpisującym się jako chris33661. Trollowanie go i podjudzanie do kolejnych erupcji jadu stało tak nudne i przewidywalne w skutkach, że uznałem za słuszny i interesujący pomysł na przekonanie go, że błądzi. Lub na ostateczne wykazanie jego nędzy intelektualnej - to w ostateczności.
Czekam na jego kolejny wybuch. Wtedy poproszę o to by wrócił do początku naszej rozmowy i wyjaśnił co było powodem ataku z jego strony (tak jak zrobiłem z pierwszym delikwentem). Poproszę aby przemyślał swoje postępowanie i zmienił nieco nastawienie do rodaków. Zabawa się kończy, czas poważnie porozmawiać o wartościach partiotycznych :)
Początek eksperymentu
Otrzymałem odpowiedź od Chrisa33661. Brzmi tak: "ty-ruski kretynie smiesz mnie pouczac w sprawach jezyka polskiego?"
Odpowiedziałem co następuje:
Dobra, było zabawnie ale zrobiło się nudno, zbyt często się powtarzasz i wciąż popełniasz błędy. Twoje obelgi są miałkie, bez polotu i zupełnie nieuzasadnione. Widzisz gdybym nazwał Cię bękartem postąpiłbym dokładnie tak samo jak Ty. Wystawiłbym się tylko na pośmiewisko. Dlaczego? Ponieważ nie wiem czy ten pan sypiający obecnie z Twoją mamą jest za razem Twoim ojcem czy nie. Jeśli jest ponad wszelką wątpliwość (bo, na przykład macie identyczne niskie czoło lub ten sam zestaw wad neurologicznych) to w takim przypadku moja próba urażenia Cię spaliła by na panewce. Prawda? Mogę Cię natomiast nazwać bękartem a nawet porońcem systemu powszechnej edukacji. Socjaliści, których tak nienawidzisz dali Ci szansę kształcenia się, z której nie skorzystałeś. Możliwe, że to nie Twoja wina, możliwe, że to system edukacji pokpił sprawę i zyskałeś umiejętność rozpoznawania liter oraz składania ich w wyrazy ale nie zostałeś nauczony czytania ich sensu i samodzielnego myślenia. Żal mi Ciebie, dzieciaku. Ale ponieważ postanowiłem być litościwy to dam Ci szansę poprawy. Widzisz, może jestem naiwny, lecz jakaś część mnie chce wierzyć, że jeszcze zmądrzejesz.
Chcesz, żeby ludzie brali Cię poważnie? Chcesz uchodzić za patriotę? Wolisz, żeby z Tobą rozmawiali zamiast się z Ciebie śmiać?
Spróbuj tego:
1 Traktuj ludzi z szacunkiem. Nawet jeśli mają inne poglądy lub wydaje Ci się, że takie mają. Moich poglądów nie znasz a stroszysz piórka od początku i dajesz się podpuszczać.
2 Nie daj się podpuszczać i zachowaj spokój. Naprawdę nie obchodzi mnie jaką ilością śliny spryskasz swój monitor.
3 W rozmowie odnoś się do argumentów drugiej strony i próbuj znajdować własne. Daruj sobie ataki personalne odnoszące się do wyglądu, dykcji, podejrzanie wyglądającego nicku czy innej drugorzędnej cechy
4 Zanim opublikujesz odpowiedź sprawdź czy zawiera ona dokładnie to co chciałeś przekazać. Jeśli w gorączce dysputy straciłeś wątek przejrzyj treść dyskusji, to pomoże Ci przywołać zapomniane argumenty i zapobiegnie zbyt dalekiemu odejściu od tematu. No i pisz po polsku. Dbałość o ojczysty język to jeden z przejawów patriotyzmu.
Na koniec dodam tylko, że od teraz my obaj jesteśmy poddani pewnemu eksperymentowi. Mam przewagę, bo w przeciwieństwie do Ciebie znam zasady :)
Film z komentarzami:
https://www.youtube.com/watch?v=E5npJgYVpuA
Eksperyment, o którym wspomniałem na koniec ma na celu po pierwsze sprawdzenie czy zdołam chłopaka przekonać, że popełnił błąd nie tracąc przy tym cierpliwości :) Pierwotnym celem było ustalenie czy jestem w stanie przewidzieć odpowiedź dzieciaka. Obecnie drugi cel jest tylko wisienką na torcie, naprawdę żal mi tego dzieciaka.
Przewidywana odpowiedź:
Zakładam, że Krzysio pominie większość mojego komentarza i skupi się na słowie "bękart". Trochę mu wjechałem na ambicję, więc pogrzebie w internetach i spróbuje jakiegoś mniej popularnego w jego środowisku słówka. Raczej nie "pedofil" ale będzie to coś podobnego. Oczywiście oburzy się, że chcę go pouczać co to znaczy być patriotą. Odniesie się się do informacji o eksperymencie i nazwie mnie ofiarą zabiegów pseudomedycznych
Odpowiedziałem co następuje:
Dobra, było zabawnie ale zrobiło się nudno, zbyt często się powtarzasz i wciąż popełniasz błędy. Twoje obelgi są miałkie, bez polotu i zupełnie nieuzasadnione. Widzisz gdybym nazwał Cię bękartem postąpiłbym dokładnie tak samo jak Ty. Wystawiłbym się tylko na pośmiewisko. Dlaczego? Ponieważ nie wiem czy ten pan sypiający obecnie z Twoją mamą jest za razem Twoim ojcem czy nie. Jeśli jest ponad wszelką wątpliwość (bo, na przykład macie identyczne niskie czoło lub ten sam zestaw wad neurologicznych) to w takim przypadku moja próba urażenia Cię spaliła by na panewce. Prawda? Mogę Cię natomiast nazwać bękartem a nawet porońcem systemu powszechnej edukacji. Socjaliści, których tak nienawidzisz dali Ci szansę kształcenia się, z której nie skorzystałeś. Możliwe, że to nie Twoja wina, możliwe, że to system edukacji pokpił sprawę i zyskałeś umiejętność rozpoznawania liter oraz składania ich w wyrazy ale nie zostałeś nauczony czytania ich sensu i samodzielnego myślenia. Żal mi Ciebie, dzieciaku. Ale ponieważ postanowiłem być litościwy to dam Ci szansę poprawy. Widzisz, może jestem naiwny, lecz jakaś część mnie chce wierzyć, że jeszcze zmądrzejesz.
Chcesz, żeby ludzie brali Cię poważnie? Chcesz uchodzić za patriotę? Wolisz, żeby z Tobą rozmawiali zamiast się z Ciebie śmiać?
Spróbuj tego:
1 Traktuj ludzi z szacunkiem. Nawet jeśli mają inne poglądy lub wydaje Ci się, że takie mają. Moich poglądów nie znasz a stroszysz piórka od początku i dajesz się podpuszczać.
2 Nie daj się podpuszczać i zachowaj spokój. Naprawdę nie obchodzi mnie jaką ilością śliny spryskasz swój monitor.
3 W rozmowie odnoś się do argumentów drugiej strony i próbuj znajdować własne. Daruj sobie ataki personalne odnoszące się do wyglądu, dykcji, podejrzanie wyglądającego nicku czy innej drugorzędnej cechy
4 Zanim opublikujesz odpowiedź sprawdź czy zawiera ona dokładnie to co chciałeś przekazać. Jeśli w gorączce dysputy straciłeś wątek przejrzyj treść dyskusji, to pomoże Ci przywołać zapomniane argumenty i zapobiegnie zbyt dalekiemu odejściu od tematu. No i pisz po polsku. Dbałość o ojczysty język to jeden z przejawów patriotyzmu.
Na koniec dodam tylko, że od teraz my obaj jesteśmy poddani pewnemu eksperymentowi. Mam przewagę, bo w przeciwieństwie do Ciebie znam zasady :)
Film z komentarzami:
https://www.youtube.com/watch?v=E5npJgYVpuA
Eksperyment, o którym wspomniałem na koniec ma na celu po pierwsze sprawdzenie czy zdołam chłopaka przekonać, że popełnił błąd nie tracąc przy tym cierpliwości :) Pierwotnym celem było ustalenie czy jestem w stanie przewidzieć odpowiedź dzieciaka. Obecnie drugi cel jest tylko wisienką na torcie, naprawdę żal mi tego dzieciaka.
Przewidywana odpowiedź:
Zakładam, że Krzysio pominie większość mojego komentarza i skupi się na słowie "bękart". Trochę mu wjechałem na ambicję, więc pogrzebie w internetach i spróbuje jakiegoś mniej popularnego w jego środowisku słówka. Raczej nie "pedofil" ale będzie to coś podobnego. Oczywiście oburzy się, że chcę go pouczać co to znaczy być patriotą. Odniesie się się do informacji o eksperymencie i nazwie mnie ofiarą zabiegów pseudomedycznych
Start!
Nosiłem się z zamiarem utworzenia nowego bloga od czasu oficjalnego zakończenia działalności Blogu Tematycznego. Sprawdziłem i okazało się, że minęły dwa lata od kiedy RosjaPL zakończył swoją edukacyjną i społecznie użyteczną działalność. Nowy blog nie ma aż takich ambicji. Od A do De! powstał wyłącznie po to aby autor mógł zrzucić to co mu ciąży. W celach terapeutycznych i być może autopoznawczych. Być może dzięki temu uda mi się przez kolejne dwa lata pożyć nie popadając w obłęd.
Takie jest założenie, chociaż prawdopodobnie się mylę...
Skąd wziął się tytuł?
Zerżnąłem go od niezrównanego Marka Motasa. Tak, chodzi o tego od wywiadu z tow. Wiesławem, sławnym poetą ... kojarzysz? A monolog wielkanocny o kurze i kogucie? W mojej opinii Pan Motas obok Mariana Załuskiego to szczyt kabaretowego Parnasu. Tak myślę, ale, oczywiście mogę się mylić.
Czy to wystarczy? Czy pochodzenie tytułu określa linię programową bloga? Z grubsza, tak lecz nie obiecuję, że zawsze będzie "beka". Częściej czarna rozpacz ale mogę się mylić, w końcu wszyscy wiemy, że blogi żyją własnym życiem a samo życie też ma swoje fochy i kierunek, w którym wspólnie podążymy może nas zaskoczyć.
Start!
Takie jest założenie, chociaż prawdopodobnie się mylę...
Skąd wziął się tytuł?
Zerżnąłem go od niezrównanego Marka Motasa. Tak, chodzi o tego od wywiadu z tow. Wiesławem, sławnym poetą ... kojarzysz? A monolog wielkanocny o kurze i kogucie? W mojej opinii Pan Motas obok Mariana Załuskiego to szczyt kabaretowego Parnasu. Tak myślę, ale, oczywiście mogę się mylić.
Start!
Subskrybuj:
Posty (Atom)