Przypadkiem dowiedziałem się, że koleżanka z pracy obchodzi dziś urodziny. Przypadkiem, czyli dokładnie w ten sam sposób w jaki dowiaduję się o urodzinach niemal wszystkich osób. Także o swoich. Pamiętam tylko datę urodzin żony, bo zapomnienie jej może grozić różnymi konsekwencjami.
Nie lubię urodzin. Jakoś tak w okolicach matury, raczej po niż przed, wymyśliłem sobie, że dobrze mi z tym wiekiem i zbojkotuję proces starzenia. Ignorowałem nie tylko dzień urodzin ale także kalendarz oraz zegarek. To znaczy nie miałem prywatnych, w pracy siłą rzeczy używałem jednego i drugiego ale nie wpływało to na moją prywatną rachubę czasu. Znielubiłem też Sylwestra i wszelkie święta - one podobnie jak urodziny wywoływały ruch czasu do przodu. Całkiem nieźle mi szło. Zatrzymałem czas będąc w najbardziej produktywnym wieku, przez dobrych kilka lat byłem pełen energii i twórczych pomysłów, kochałem świat i ludzi. Niestety nikt nie żyje w próżni. Ludzie powodowani ogólnie przyjętą konwencją wciąż starali się wciągnąć mnie w główny nurt czasu. Oczywiście najtrudniej było zignorować zabiegi żony (tak, w końcu jako szczęśliwy wciąż nastolatek ożeniłem się). "Zmiana kodu, trójka z przodu" albo: "czy wiesz, że za pięć lat stuknie Ci czterdziestka?" lub:"o! Siwy włos". Są takie osoby, których słowa wywierają szczególnie silny wpływ na świadomość człowieka. Człowiek pod wpływem takich słów i pod wpływem wytykania corocznie TEJ daty zaczyna się częściej oglądać za siebie. Po każdym takim spojrzeniu wstecz czułem się jak koń roboczy, który zerka na furę, do której go zaprzężono i widzi, że za każdym razem ładunek na niej jest większy. Moja motywacja do ciągnięcia tego wozu, co nie powinno dziwić spadała. Malała też wiara w możliwość zahamowania czasu.
Wydaje mi się jednak, że wciąż nie jest za późno aby przywrócić stary porządek. Pomysł polega na tym aby odseparować się od ludzi, najlepiej od cywilizacji w ogóle. Jak wiadomo wpływ współczesnej cywilizacji na przyśpieszenie czasu jest faktem udowodnionym naukowo, (to znaczy wydaje mi się, że czytałem na ten temat lecz nie potrafię podać źródła, to musieli być osławieni "amerykańscy naukowcy") no i jest jeszcze jeden powód dla, którego czuję, że muszę trzymać się od ludzi z dala ale o tym innym razem.
Urodziny mogą cieszyć starca, który z bicia rekordu długowieczności uczynił sens swego życia, każdy jubileusz przybliża go do podium i miejsca w Księdze Guinessa. Czy ta żenująca data ściśle powiązana z szopką świeczek na tortach, toastami i uściskami może mieć sens dla kogoś, kto ma inny cel w życiu? Czy celem życia jest dożycie sędziwego wieku? Odpowiadam: nie! Aczkolwiek, nie wykluczam, że mogę się mylić
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz